zaczęło się od Miziaka, kota Karoliny,
Córa poprosiła mnie o jego portret na prezent,
niestety nie mogę go pokazać, bo to ma być niespodzianka;-)
Wygrzebałam stare pastele, jakieś kredki akwarelowe, poszukałam grubą tekturę
i wymiziałam Miziaka.
Koteł, mimo że to miała być próba, wyszedł stosownie do swojego imienia;-)
Zanim skończyłam, już dostałam zamówienie na Fruzię:-)
oto Fruzia
ciekawska jak zwykle!
kiedy pochwalisz się mną na blogu ?
jestem taka piękna na portrecie?
no i co, są mną zachwyceni?
Tak o to zostałam, kocią portrecistką:)))
PS: Hana dziękuję za radę z kredką do oczu, była bardzo pomocna:)))